Cześć,
w pierwszym odcinku opowiedziałam Wam pierwszą część historii o okolicznościach powstawania mojej marki. Dzisiaj przyszła kolej na następny etap.
Jak już wiecie, mam gotowe i wymuskane, wyczekane i na wszelkie możliwe sposoby przebadane dwa kremy. Myślę sobie - no fantastycznie! Jak ja je teraz sprzedam?!
Muszę zatem otworzyć sklep internetowy. Jak się to robi? Z czym to się wiąże? Nie wiem tego, więc umawiam się dzięki wyszukiwarce Google z bardzo sympatyczną Joanną, graficzką oferującą takie usługi. Na spotkanie przynoszę swoje rysunki, opowiadam jak nakręcona o tym jak to widzę, czego oczekuję, a ona chyba zaczyna tracić pewność siebie. Ja już wszystko z siebie „wyrzuciłam” i przychodzi kolej na jej ruch. Opowiada o możliwościach, o platformach, o szablonach, o wtyczkach. Wtedy role się odwracają, bo powoli zaczynam odrobinę rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i moje różowe okulary mają już na pewno jedno szkło 😉 Teraz moja pewność siebie wchodzi na poziom bliski zeru 🙂
Spotkanie było bardzo miłe, ogromny i przesłodki deser zjedzony i wizja wstępnego wspólnego działania ustalona. Było ono tak owocne, że tydzień później, ta naprawdę super dziewczyna powiedziała mi, że najprawdopodobniej nie spełni moich oczekiwań. U mnie panika i żal i dopiero późniejsze przypadkowe spotkanie z kimś innym uświadomiło mi, że ta sprawa nie mogła zakończyć się inaczej.
Włócząc się podłamana z moim psem po wrocławskich peryferiach nad Odrą spotkałam dziewczynę znaną mi z widzenia. Okazało się że jesteśmy sąsiadkami. Podobno wyglądałam tak, że nie mogła nie zapytać czy wszystko gra 🙂 To spotkanie było najlepszą rzeczą jaka mogła przytrafić mi się w tamtym czasie. Spotkałam dziewczynę i poczułam, że nikt nie wie lepiej z czym się borykam, że podoba nam się ta sama estetyka, że lubimy podobną muzykę i książki. Ja zaczynałam zdanie, a ona je kończyła dokładnie w sposób jaki i ja bym to zrobiła. I nie, to nie była miłość 🙂 To było bezinteresowne, ogromne wsparcie kobiety dla kobiety. Od wtedy wiem, że #siostrzeństwo, #girlpower, to naprawdę nie tylko modne hasztagi. Poznając ją otworzył się przede mną świat kobiecej wspierającej solidarności, którego wcześniej nie znałam.
Ta znajomość to był rozbłysk światła. Naprawdę. Dzięki niej powstał mój wymarzony sklep internetowy, ale nie tylko. Szybko zaczęłam rozumieć Joannę, o której opowiedziałam na początku tego newslettera. Zrozumiałam, że nie była w stanie zaspokoić moich wymagań, że stoperem były moja niewiedza w temacie i niebotyczne wymagania.
Droga Joanno, jeśli w jakikolwiek nadprzyrodzony sposób jesteś na mojej liście mailingowej do wysyłki tego newslettera, to z całego serca Cię przepraszam i bardzo rozumiem, że to nie mogło się udać 🙂 Przeze mnie 🙂
Co z Moniką? Ta fantastyczna dusza buja się po świecie. Wierzę, że jest szczęśliwa i nadal przynosi ludziom światło. To była piękna dwuletnia znajomość, która inspirowała, otwierała oczy, uczyła. Wszystko bezinteresownie. Bardzo jej za to dziękuję.
Na nieprofesjonalnych zdjęciach człowiek i pies. Człowiek, który zmienił moje życie i pies lubiący owego czasu spacery nad Odrą. Tu obydwoje w trakcie krótkich przerw w pracy nad stroną mojego sklepu 🙂
Do następnego! Marta ✨